wtorek, 1 października 2013

Prolog

0. The story must begin


Drobnej postury kobieta o brązowych włosach stała w czarnym płaszczu na miejskim cmentarzu. W jasnoniebieskich tęczówkach lśniły łzy, które co raz spływały po jej szkarłatnych od zimna policzkach. Tego dnia musiała pożegnać jedyną osobę, na której jej zależało. Musiała pożegnać własnego ojca, jej jedyną podporę w życiu.
Czując chłodny wiatr na twarzy, zapięła swój płaszcz i odeszła od niewielkiego stosu wiązanek pogrzebowych. Październik przywitał Polskę mroźnym wiatrem i brunatnymi chmurami, które leniwie przesuwały się po sklepieniu. Sama Dalia nie zwracała na nie najmniejszej uwagi. Teraz liczyła się dla niej tylko samotność.

Białe ściany szpitala aż prosiły się o odmalowanie, a podłoga pokryta linoleum o mycie. Na jednym z plastikowych krzeseł siedziała dwudziestodwulatka ubrana w białą koszulę i czarną spódnicę. Jej stopy zdobiły lakierowane czółenka na wysokich obcasach, którymi wystukiwała rytm. Ciemne włosy, które przed kilkoma godzinami były kokiem, teraz stały się plątaniną przez nieustanne przeczesywanie ich dłońmi. 
- Panno Rasz nie mam najlepszych wieści.
Podniosła głowę i gwałtownie wstała, patrząc błagająco na lekarza w zielonym fartuchu. Przerażenie i ból malujący się w jej tęczówkach sprawił, że serce kardiologa ścisnęło się nieprzyjemnie.
- Ma dobę. Może dwie. - powiedział unikając jej wzroku.
Zbladła słysząc te dwa zdania. Opadła z powrotem na krzesło i oparła się łokciami o kolana, chowając twarz w dłonie. Słone krople zaczęły wypływać z jej lazurowych tęczówek, jakby to miało przynieść jej jakiekolwiek ukojenie. 

Osunęła się po drzwiach w dół, próbując zignorować krzyki matki zza drugiej strony drewna. Nie chciała jej teraz tutaj. Nie chciała nikogo innego oprócz niego. To jego teraz potrzebowała. To on zawsze ją wspierał i jej pomagał, a teraz go nie ma.
Kolejne łzy wypłynęły spod zamkniętych powiek wypalając ścieżki na bladych policzkach. Zagryzła wargi, pomimo smaku krwi. Chciała zniknąć. Chciała oderwać się od tego wszystkiego.